3/09/2015

Dama, czyli pies wybitnie nie-miastowy

Dawno temu była tutaj ostatnia notka, ale wpadłam w szał uczelnianej sesji, której poświęcałam każdą wolną chwilę, a po niej odreagowywałam zatapiając się w świat cudownych książek, spacerów z Damą i odwiedzaniem reszty naszej rodzinki – czyli trójki nieokiełznanych czterokopytnych :P.

Jednym z głównych wydarzeń w tym czasie był wyjazd na I ogólnopolską Integrację Końskich Fotografów, na które Dama oczywiście pojechała z nami. I była niesamowicie dzielna, a ja jestem z jej dumna, ponieważ słuchała się prawie na tip-top, jeżeli chodzi o otwartą przestrzeń, i na 1000% jeżeli chodzi i przebywanie pośród prawie 30 szalonych ludzi.
Przy okazji zobaczyła, co to znaczy prawdziwy śnieg, bo w rejonach, w których mieszkamy, nie za wiele go było.

Odnosząc się jednak do tytułu samej notki. Od tygodnia przesiadujemy z Damą we Wrocławiu. Za nami przejażdżka autobusem, spacery z szalonymi borderami i amstaffem, a nawet zdjęcia w studio. Jak się okazuje, każda z tych rzeczy to dla Mamby wielkie przeżycie, którego zwieńczeniem jest ogromna kumulacja stresu (wyłączam z tego spacery z psiakami, bo to sama przyjemność).
Po pierwsze – hałas przejeżdżających aut, huk przelatujących nad głową samolotów (niedaleko mamy bowiem lotnisko), bliżej nieokreślone dźwięki wydawane przez latarnie, metalowe kosze, przystanki i tak dalej… Wszystko to przyprawia Damę o palpitacje serca. W pierwszych dniach wyjście z nią na dwór, które wiązało się z przejściem wzdłuż ulicy, aby dotrzeć do pól, było niemal niemożliwe – ciągnęła z powrotem, trzęsła się jak galareta i dyszała – czyli typowa reakcja stresowa. A w autobusie poszła krok dalej, zaczynając nawet skamleć. 
Kolejną stresową sytuacją, która ogromnie mnie zaskoczyła, były dzisiejsze zdjęcia w domowym studio. Prawdopodobnie była to reakcja na nowe otoczenie i znów kolejna presja, dlatego bardzo szybko odpuściliśmy. Po tym poszliśmy na spacer do parku, w którym Dama mogła odreagować i zapoznać się z nowymi kumplami ;). Pomijam fakt, że nawet tam była niemożliwie kapryśna, co było znów ogromnym zdziwieniem dla mnie, bo z reguły problemów z odwołaniem czy komendami nie mamy – a takie dzisiaj właśnie miały miejsce.


I nie chodzi mi tutaj w tym wszystkim o to, że narzekam na swojego psa – wręcz przeciwnie. Takie sytuacje pozwalają mi na ocenę psychiki mojej suni, nad którą ewidnietnie musimy popracować. W szczególności, pierwszym punktem będzie stopniowe odczulanie na wszelkie czynniki stresowe – inaczej moje kochane kundlisko zejdzie mi na zawał.


Podsumowując – chociaż pobyt w mieście uświadamia nam nasze wspólne braki, generalnie nam nie służy. Dlatego, jak to się mówi – byle do piątku i powrotu do naszej oazy, pełnej pięknych kwiatów, tui, choinek, pól, rzek, lasów i… CISZY.



Do tego czasu jednak podejmiemy próbę numer dwa, jeżeli chodzi o zdjęcia studyjne – teraz jednak podejdziemy do tego zupełnie inaczej, oraz zaliczymy kilka spacerów vis a vi z ulicą. Odwiedzimy też Partynicki Tor Wyścigów Konnych, który Dama de facto już zna, ale na pewno jej to nie zaszkodzi. Musi kruszyna wiedzieć, że poza jej ogrodem w domu, istnieją na świecie inne miejsca, które tylko pozornie wydają się być straszne…

A wy? Jak radzicie sobie ze strachem/stresem w przypadku Waszych psów? Jakieś sprawdzone sposoby? Będę wdzięczna za każde sugestie.

Poniżej, ku pociesze oka, prezentuje kilka zdjęć z integracji i dzisiejszego studia, w których jestem absolutnie zakochana!
fot. Asia Borowska

fot. Asia Borowska
fot. Kamil Szerszeński

fot. Kamil Szerszeński

fot. Kamil Szerszeński
fot. Kamil Szerszeński